Rocznie tysiące studentów z Polski wyjeżdżają do USA i Wielkiej Brytanii pracować i szlifować język. Nie wszyscy wracają zadowoleni.
Późna jesień to ostatni dzwonek dla osób, które poważnie myślą o tym, aby w przyszłe wakacje wyjechać do pracy za granicę. Intensywne przeszukiwanie Internetu, czytanie ofert, rozmowy z uczestnikami poprzednich edycji. A wszystko kręci się wokół pytania: jak uniknąć przykrych niespodzianek na końcu świata?
Obok dużej liczby osób zachwyconych doświadczeniem W&T są też i tacy, którzy nie przywieźli obiecanych pieniędzy, nie przeżyli szalonej podróży, wrócili do Polski z bagażem rozczarowań. Niektórzy padli ofiarą nierzetelnych pośredników, inni złego losu, jeszcze inni – własnej nieuwagi. Dlatego odpowiednie zaplanowanie takiego wyjazdu pozwoli przynajmniej zminimalizować ryzyko porażki.
Uwaga! Umowa!
Już w momencie zawierania umowy z pośrednikiem należy być czujnym. Warto pamiętać na przykład o tym, że obowiązkowa opłata wstępna nie podlega zwrotowi w razie rezygnacji z uczestnictwa w programie, nawet jeżeli osoba rezygnująca znajdzie inną na swoje miejsce. Następnie należy bardzo dokładnie przeczytać umowę ubezpieczeniową. Pod ogólnym pojęciem „ubezpieczenia” kryją się rekompensaty kosztów leczenia następstw nieszczęśliwych wypadków, na przykład gdy w trakcie pracy ktoś straci palec, lub poniesionych obrażeń, np. gdy ktoś się poparzy i będzie wymagał hospitalizacji. Jest na to przeznaczona kwota do 1500 dolarów. Podobnie z opieką dentystyczną – łączne pokrycie kosztów to nie więcej niż 1500 dolarów, ale zwrot dotyczy zaledwie kilku przypadków leczenia dentystycznego. Choć może się to wydawać kuriozalne, student ze zwykłym bólem zęba zostanie obciążony całkowitym kosztem leczenia.
Umowy ubezpieczeniowe są pełne klauzul mówiących o takich między innymi przypadkach. Trzeba się upewnić, jakiej natury obrażenia są objęte zwrotem kosztów i w jakiej wysokości, czy tak samo wycenia się wypadki odniesione w trakcie i po pracy, czy ubezpieczyciel w razie konieczności zwróci koszty transportu chorego do kraju. Z wypłatami rekompensat z reguły bowiem nie ma problemów, o ile dotyczą one przypadków objętych ubezpieczeniem. Najbezpieczniej jest równolegle wykupić niezależne ubezpieczenie turystyczne – ISIC lub Euro 26, ono gwarantuje zwrot kosztów za wypadki nieobjęte klauzulą.
Obywatelu, zrób to sam!
Oferty W&T adresowane są zarówno do osób, które same znalazły sobie pracę, jak i do tych, którzy chcą całkowicie polegać na pośredniku.
Pośrednictwo kosztuje kilkaset złotych. Pracy dla studentów szukają amerykańskie fundacje, które zbierają oferty od pracodawców w USA. Propozycji jest mnóstwo, wszystkie jednak to zajęcia fizyczne w sezonowych parkach rozrywki, kasynach, rzadziej w fabrykach. Kornelia, uczestniczka jednego z programów Work & Travel, wróciła do kraju rozczarowana: Oferta wcale nie musi się pokrywać z tym, co zastaje się na miejscu – mówi. – Na przykład w parkach rozrywki zdarza się, że pracodawcy starają się pozyskać dodatkowe pieniądze od instytucji rządowych, które dopłacają do każdego studenta z wymiany zagranicznej. Zamiast zatrudnić 100 osób do pracy po 40 godzin tygodniowo, werbują 200 kandydatów, którzy będą pracować po 20 godzin. Zarabiają na tym podwójnie, studenci podwójnie tracą. Dochodzi do absurdów. Kornelia: Losowania, kto danego dnia zostaje w pracy. Szczęśliwcy zostają, reszta idzie do akademika. Szczęśliwcy stoją po 10 godzin w upale sięgającym 33 stopni. Gdy pada deszcz, klienci idą do domu. Ty też.
Agencje zarabiają także na przelotach. Bilet do USA w obie strony, który u przewoźnika kosztować może od 500 do 750 dolarów bez opłat lotniskowych i podatków, W&T obarczy marżą do 300 dolarów. Wszystko to (i o wiele więcej) kryje się pod pojęciem „kosztów operacyjnych”. Trzeba zatem dokładnie pytać o szczegóły przed podpisaniem umowy.